środa, 28 października 2015

Loara

Minie pewnie sporo czasu zanim zaklimatyzuję się w tej watasze... Oni wszyscy wydają się być dla siebie przyjaciółmi. Chociaż oni się do siebie odzywają. Chciałabym z kimś... Hm porozmawiać? Ale jeszcze za bardzo się wstydzę nawet nie wiem jak powinnam zacząć rozmowę. Wszyscy jakoś sobie z tym radzą ale ja nie. Może powinnam sie przełamać i to zmienić? Mam już dość samotności, tyle czasu musiałam z tym żyć. Chcę ich bliżej poznać, a nie tylko z widzenia... Nawet nie kojarze jeszcze niektórych imion choć wcale nie jest ich tak dużo. Może pójde i wyżalę się alfie? Nie... Wyszłabym na jakąś dziwaczkę choć i tak muszę się kiedyś odezwać. Choć moi nowi towarzysze wyglądają na nawet sympatycznych, to przy nich wyglądam jak taka czarna owca... Choć lepiej zaliczać się do niektórych, niż do wszystkich- Tak mawiała moja mama, ale w tej sytuacji to chyba nie jest nic warte. Miałam zły dzień tydzień, miesiąc, rok, życie. Mam tego dość, chcę znaleźć prawdziwych przyjaciół ale... przecież wszyscy są tutaj lepsi... Kto zainteresował by się mną? Małą szarą waderą? Której imię pochodzi od nazwy rzeki we Francji? Mam małe szanse na nowe przyjaźnie ale spróbować chyba nie zaszkodzi. Przecież nie mogę być wiecznie taka cicha. Podobno Przyjaciele są jak anioły, które podnoszą nas, kiedy nasze skrzydła zapominają jak latać ale w praktyce się to pewnie nie sprawdza... Ale muszę kiedys pokazać, że gdy milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.

wtorek, 27 października 2015

Baltazar:

Opowiadanie Baltazar
Bycie alfą to ciężka sprawa. Tyle jest rzeczy do zrobienia i załatwienia! A to rozwiązać jakiś spór, a to znaleźć miejsce na nocleg. Jesteśmy narazie wędrująca watahą więc i z tym wiążą się problemy. Raz idę  sobie spokojnie,obwąchuje teren i już nogę miałem pod krzewkiem do góry zadrzeć...A tu niedźwiedź z boru wychodzi! Jak nie ryknie jak nie sapnie na mnie!.Co jak co ale z niedźwiedziem bić się nie będę. Zwiałem jak królik przed kuguarem :) Wciąż szkolę kojoty w ich umiejętnościach magicznych jak i łowieckich. Trudno jest, ale dajemy radę. Codziennie też szukam nowych. Nasza wataha jest jeszcze małą grupką i wciąż jest potrzeba na magiczne kojoty. Niestety jest ich bardzo mało. Nieraz znajduje się wiele chętnych ale są też dni gdy nie znajdujemy ani żadnego... Na szczęście nasza grupka bardzo dobrze się rozwija i jestem z tego bardzo dumny.
Historia Shiry-To było późną zimą. Cała się trzęsłam, ledwo co umiałam się ogrzać. Usłyszałam skomlenie i wycie zwierząt. Nie ujawniałam się z mojej kryjówki z obawy przed niedźwiedziami. Te dźwięki były co raz bliżej, ledwo co oddychałam ze strachu. Wtem coś wyskoczyło zza choinki i z całą siłą obaliło mnie na ziemię. Byłam gotowa na najgorsze, ale poczułam tylko lekkie ześlizgnięcie się ze mnie stwora. Delikatnie otworzyłam oko i zobaczyłam innego kojota. - Kim jesteś i czego tu chcesz?- rzekłam nie naturalnym głosem. - Jestem przywódcą watahy i wzięłem cię za jelenia. - Cco? O czym ty do mnie mówisz? - Chcesz do nas dołączyć? No chyba, że nie masz żadnych ważnych umiejętności, bo wtedy nie masz czego u nas szukać. - rzekł ten sam kojot, który na mnie naskoczył. - J ja? Yyy, ja dobrze poluję, i i umiem też się zamaskować. - byłam dość mocno zestresowana. - Wyluzuj, nic ci nie zrobimy. - powiedział jakiś glos z tyłu. - Hmmm. Skoro masz taki iście łowiecki talent to go pokaż. - Jak? - No nie wiem, zaatakuj może tamtą sarnę. Skinąłam głową na znak zgody. Sarna była jakieś pół kilometra ode mnie. Powoli weszłam za choinkę, tylko chwila zwątpienia dzieliła mnie od dwóch wielkich susów i zatopienia kłów w brzuchu zwierzęcia. Sarna wydała krótki, urwany pisk i już była nieżywa. To był mój pierwszy udany połów tej zimy. - No, no. Talent ty to masz. Jak ci na imię? - Shira. - A więc nasza wataha wita nową członkinie Shire, która jest i będzie myśliwą. I tak właśnie znalazłam się w tej watasze.
Historia Loary- Gdy była zaledwie 3- miesięczną waderą straciła wszystko rodzinę, dom, watahę i przyjaciół. A o wszystko przez inną watahę która z niewiadomych przyczyn zamordowała wszystkich... Loara płacząc ukryła się w krzakach - została sama. Od tamtej pory wiodła samotne i nie zawsze łatwe życie. W tym czasie wiele doświadczyła, tych dobrych a także i tych złych chwil. Najbardziej dokuczała jej samotność dlatego w wieku dwóch lat zdecydowała się dołączyć do Watahy Czerwonych Myśli gdzie zaczęła szukać swego miejsca i nowych znajomości których dotychczas jej brakowało.

sobota, 24 października 2015

Historia Midoriko: Od kiedy skończył 3 miesiące odkrył swoje moce i zaczął je wykorzystywać w niezbyt dobrym kierunku .Czytał w myślach magowi, alfie i wszystkim .Ale nie wystarczało mu to że znał sekrety najważniejszych więc zaczął je rozpowiadać . Kiedy alfa się dowiedział to wyrzucił go z watahy . Kiedy Midoriko miał 2 lata wrócił i potajemnie zabił alfę. Po czym sam nim został, po roku miał już następcę o a pół roku później stracił wszystko w Wielkiej Wojnie Północy i od tamtej pory błąkał się jako pokonany król. Aż do tego dnia kiedy nie zauważając tego wkroczył na teren watahy Czerwonych Myśli . Tam powitał go alfa wyzywając go od złodziei i innych takich. Midoriko wściekł się na niego i zaatakował,po mimo przewagi został pokonany i na wpół ogłuszony gdy doszedł do siebie zobaczył stojącego nad sobą alfę pochylił się i powiedział wybacz mi panie
Ross historia: Ross trafił w czasie swojego wygnania z rodzinnej watahy. Zasłużył sobie na nie (według alfy) za to, że bronił honoru obrażanej kojotki i zabił tego, który to robił. Należy też dodać, że była jakaś tam daleka rodzina alfy. Jak łatwo się domyślić: strasznie się wkurzył, ale był na tyle łaskawy, że nie zabił go tylko wygnał. W czasie swojej podróży Ross'a spotkało wiele, nie zawsze miłych przygód, aż natrafił na watahę czerwonych myśli, do której z chęcią i radością dołączył.
Dzika Róża historia: W wieku 3 lat straciłam wszystko. Stado,rodzinę...dom. Jak to się stało? Otóż najpierw z wyprawy łowieckiej nie wrócił mój ojciec który był alfą. Na jego miejsce wstąpił Drago złowieszczy i zły kojot. Od razu pozabijał wszystkie najmłodsze kojoty by być ojcem wszystkich innych szczeniąt,które miały się urodzić. Zabił wtedy moje dwie siostry i brata... Moja mama w ich obronie też zginęła. A ja! Ja jak ten tchórz schowałam się w krzakach i patrzyłam na wszystko. Ze łzami w oczach odwróciłam się od tego widoku o uciekłam z podkulonym ogonem... Gdy tak biegłam przed siebie prawie wpadłam na Baltazara. On pomógł mi się pozbierać i podczas wędrówki odkryłam swoje moce...I tak doszłam w to miejsce i tu wraz z Baltazarem założyłam watahę.